Kiedy przeczytałem zbiór opowiadań Doris Lessing, za datę pierwszego wydania przez pomyłkę uznałem pierwsze wydanie Polskie, co mnie nieco przestraszyło. Jednak okazało się, że czas powstania tej książki to lata pięćdziesiąte dwudziestego wieku które autorka spędziła w jednej z afrykańskich kolonii.
Głównym tematem książki są relacje pomiędzy mieszkańcami tego kontynentu a białymi przybyszami, związane z poczuciem wyższości tych drugich i pewnego rodzaju "cywilizacyjnej misji" która realizowała się jednak głównie przez wyzysk rdzennych mieszkańców.
Jenak nie jest to książka o złych białych i dobrych czarnych, lecz głównie o braku zrozumienia pomiędzy jednymi a drugimi. Bohaterka pierwszego z opowiadań, dopiero co przybyła do Afryki próbuje pomóc swojemu służącemu co przynosi jednak opłakane rezultaty, zaś jej mąż, urzędnik państwowy próbuje przekonać tubylców do zmiany systemu gospodarki ziemią, nie bierze jednak pod uwagę zwyczajów mieszkańców dla których bydło ma duże, symboliczne znaczenie.
Jakby na przekór temu, bohater tytułowego opowiadania "Mrowiska", syn inżyniera pracującego dla właściciela kopalni złota, zaprzyjaźnia się z chłopcem z osady robotników, który okazuje się nieślubnym synem właściciela kopalni. Następuje tu pewne odwrócenie tradycyjnych ról - syn inżyniera ma zdolności artystyczne, lecz całkowicie nie przejmuje się swoją przyszłością, zaś jego czarnoskóry przyjaciel jest ambitny, i na własną rękę zdobywa wykształcenie co nie podoba się jego biologicznemu ojcowi.
Oczywiście jest w tej książce wiele innych ciekawych postaci - szalony farmer który chcę odkryć złoto dzięki wahadełku, a także młodego mieszkańca wsi który wyrusza do miasta białego człowieka i wpada tam w kłopoty.
Nie wszystkie postacie są tak samo interesujące i nie wszystkie wnioski autorki mi się podobają jednak pokazuje ona, że nic nie jest tak proste jak się wydaje, zaś kurczowe trzymanie się tradycji, podobnie jak jej całkowite odrzucenie przynosi często opłakane skutki.
poniedziałek, 27 kwietnia 2009
poniedziałek, 20 kwietnia 2009
Spodkanie pod różą
Spotkanie pod różą w starożytnym Rzymie oznaczało spotkanie w tajemnicy, z którego nic nie powinno dotrzeć do uszu postronnych. Jako znak uczestnicy wieszali nad drzwiami lub umieszczali w wazonie czerwoną różę.
Właśnie taki tytuł - Roma svb rosa ma cykl kryminałów napisanych przez Stevena Saylora, których akcja toczy się właśnie w Rzymie w okresie upadku republiki rzymskiej i początkach cesarstwa.
Jej bohater, Gordianus poszukiwacz pracuje jako przydatny detektyw wynajmowany przez ówczesnych notabli takich jak Cyceron, Pompejusz, Kasjusz a nawet samego Gajusza Juliusza Cezara, aby dyskretnie rozwiązywać różne sprawy, przeważnie związane z tajemniczymi morderstwami.
W najnowszej książce z tego cyklu, "Triumfie Cezara" detektyw zostaje wynajęty przez małżonkę Cezara Kalpurnie, przekonanej w trakcie nadchodzących uroczystości. Gordianus, zmęczony życiem podejmuje się tego zadania dopiero gdy dowiaduje się że poprzedni detektyw, jego dawny przyjaciel, Hieronimus został zasztyletowany na progu domu swojej zleceniodawczyni. Główny bohater ma na to niewiele czasu, a podejrzanych jest niezwykle dużo, od rozczarowanego przyjaciela cezara Antoniusza, Kleopatrę pragnącą uznania swojego syna i jej skazanej na śmierć siostry.
W porównaniu do poprzednich książek z cyklu, takich jak Rzymska Krew czy Rzut wenus najnowsza powieść prezentuje się przeciętnie, nie mniej czyta się ją z przyjemnością. Jej niewątpliwą zaletą jest wierne ukazanie tła wydarzeń i życia miasta i jego mieszkańców, zarówno w pałacach jak i w ciemnych zaułkach.
I może jeszcze pewien cytat z powyższej książki, który nasunął mi się po przeczytaniu pewnej dyskusji w sieci na temat osób noszących koszulki z podobizną Che Guevary:
"Cezar poprosił, abym policzył policzył wszystkie ofiary jego kampanii.. to znaczy, poległych w boju, nie licząc tych, którzy zmarli z niedostatku, chorób, czy innych przyczyn. [...] po zebraniu wszystkich dostępnych informacji [..] otrzymałem w wyniku liczbę miliona stu dziewięćdziesięciu dwóch tysięcy. [...] Po takiej pracy, tylu godzinach i dniach obliczeń dowiaduję się że, on nie chce tej sumy umieścić w pamiętniku! Możesz to sobie wyobrazić?"
Właśnie taki tytuł - Roma svb rosa ma cykl kryminałów napisanych przez Stevena Saylora, których akcja toczy się właśnie w Rzymie w okresie upadku republiki rzymskiej i początkach cesarstwa.
Jej bohater, Gordianus poszukiwacz pracuje jako przydatny detektyw wynajmowany przez ówczesnych notabli takich jak Cyceron, Pompejusz, Kasjusz a nawet samego Gajusza Juliusza Cezara, aby dyskretnie rozwiązywać różne sprawy, przeważnie związane z tajemniczymi morderstwami.
W najnowszej książce z tego cyklu, "Triumfie Cezara" detektyw zostaje wynajęty przez małżonkę Cezara Kalpurnie, przekonanej w trakcie nadchodzących uroczystości. Gordianus, zmęczony życiem podejmuje się tego zadania dopiero gdy dowiaduje się że poprzedni detektyw, jego dawny przyjaciel, Hieronimus został zasztyletowany na progu domu swojej zleceniodawczyni. Główny bohater ma na to niewiele czasu, a podejrzanych jest niezwykle dużo, od rozczarowanego przyjaciela cezara Antoniusza, Kleopatrę pragnącą uznania swojego syna i jej skazanej na śmierć siostry.
W porównaniu do poprzednich książek z cyklu, takich jak Rzymska Krew czy Rzut wenus najnowsza powieść prezentuje się przeciętnie, nie mniej czyta się ją z przyjemnością. Jej niewątpliwą zaletą jest wierne ukazanie tła wydarzeń i życia miasta i jego mieszkańców, zarówno w pałacach jak i w ciemnych zaułkach.
I może jeszcze pewien cytat z powyższej książki, który nasunął mi się po przeczytaniu pewnej dyskusji w sieci na temat osób noszących koszulki z podobizną Che Guevary:
"Cezar poprosił, abym policzył policzył wszystkie ofiary jego kampanii.. to znaczy, poległych w boju, nie licząc tych, którzy zmarli z niedostatku, chorób, czy innych przyczyn. [...] po zebraniu wszystkich dostępnych informacji [..] otrzymałem w wyniku liczbę miliona stu dziewięćdziesięciu dwóch tysięcy. [...] Po takiej pracy, tylu godzinach i dniach obliczeń dowiaduję się że, on nie chce tej sumy umieścić w pamiętniku! Możesz to sobie wyobrazić?"
niedziela, 19 kwietnia 2009
Mam smoka i nie zawacham się go użyć!
Z pewnym niepokojem rozpoczynałem czytać "Brisingera", trzecią część "Eragorna" Christrophera Paoliniego. Wynikało to zarówno z tego, że nie czytałem poprzednich dwóch części, jak i z tego, że byłem z pewnych względów do niej uprzedzony. Jak się okazało, całkowicie niesłusznie.
Książka rozpoczyna się streszczeniem akcji dwóch przednich tomów, co umożliwia niezorientowanym zapoznanie się z fabułą.
Historia młodego chłopca Eragorna, który przypadkowo odnajduje smocze jajo, z którego wykluwa się smoczyca Saphira, co prowadzi do tego, że główny bohater zostaje jednym z ostatnich Smoczych Jeźdźców, zakonu zniszczonego przez zdrajcę Galbatroixa który stał się władcą całej krainy szybko mnie wciągnęła.
Oprócz Eragorna, głównym bohaterem tej części jest jego kuzyn, Roran który próbuje odzyskać swoją ukochaną Katie porwaną przez owadopodobnych R'azcow.
Świat Eragorna przypomina pod pewnymi względami krainę Tolkiena, również tutaj mamy kilka ras, ludzi, elfów i krasnoludów oraz Urgali, które również tutaj nie za bardzo się lubią, lecz jednoczą się pod przywództwem księżniczki Vardenów, Nasudy w walce z tyranem. Jednak nie występuje tu tak wyraźne rozgraniczenie dobra i zła - przeciwnicy głównych bohaterów nie różnią się tak bardzo od nich samych. Co więcej sprzymierzeni nie są jednomyślni, Nasuda musi walczyć zarówno o swoją pozycje, jak i pilnować by nie pozabijali się nawzajem.
Od świata Tolkiena, rzeczywistość tej książki rożni się również rozbudowaną rzeczywistością polityczną oraz swoistym realizmem - mamy tu szalonych lub nieudolnych magów, magiczne stworzenia które nie mają ochoty współpracować, nieudane zaklęcia.
Główne postacie nie wahają się również walczyć nieczysto, korzystać z mocy innych istot zabijając je przez to lub dobijać, lub torturować jeńców, przypomina to odrobinę twórczość Sapkowskiego, choć Paolini nie idzie tak daleko jeśli chodzi o demaskowanie fikcyjności stworzonego przez siebie świata.
Jedyne, do czego można mieć zastrzeżenia, to to, że na tak dużym rozbudowaniu rzeczywistości traci fabuła, lecz jak dla mnie nie był to zbyt duży mankament.
Książka rozpoczyna się streszczeniem akcji dwóch przednich tomów, co umożliwia niezorientowanym zapoznanie się z fabułą.
Historia młodego chłopca Eragorna, który przypadkowo odnajduje smocze jajo, z którego wykluwa się smoczyca Saphira, co prowadzi do tego, że główny bohater zostaje jednym z ostatnich Smoczych Jeźdźców, zakonu zniszczonego przez zdrajcę Galbatroixa który stał się władcą całej krainy szybko mnie wciągnęła.
Oprócz Eragorna, głównym bohaterem tej części jest jego kuzyn, Roran który próbuje odzyskać swoją ukochaną Katie porwaną przez owadopodobnych R'azcow.
Świat Eragorna przypomina pod pewnymi względami krainę Tolkiena, również tutaj mamy kilka ras, ludzi, elfów i krasnoludów oraz Urgali, które również tutaj nie za bardzo się lubią, lecz jednoczą się pod przywództwem księżniczki Vardenów, Nasudy w walce z tyranem. Jednak nie występuje tu tak wyraźne rozgraniczenie dobra i zła - przeciwnicy głównych bohaterów nie różnią się tak bardzo od nich samych. Co więcej sprzymierzeni nie są jednomyślni, Nasuda musi walczyć zarówno o swoją pozycje, jak i pilnować by nie pozabijali się nawzajem.
Od świata Tolkiena, rzeczywistość tej książki rożni się również rozbudowaną rzeczywistością polityczną oraz swoistym realizmem - mamy tu szalonych lub nieudolnych magów, magiczne stworzenia które nie mają ochoty współpracować, nieudane zaklęcia.
Główne postacie nie wahają się również walczyć nieczysto, korzystać z mocy innych istot zabijając je przez to lub dobijać, lub torturować jeńców, przypomina to odrobinę twórczość Sapkowskiego, choć Paolini nie idzie tak daleko jeśli chodzi o demaskowanie fikcyjności stworzonego przez siebie świata.
Jedyne, do czego można mieć zastrzeżenia, to to, że na tak dużym rozbudowaniu rzeczywistości traci fabuła, lecz jak dla mnie nie był to zbyt duży mankament.
piątek, 17 kwietnia 2009
Warszawa od kuchni
Ta książka jest o codziennym życiu w małym prowincjonalnym mieście, które, prócz uczciwych obywateli zaludniają licznie złodzieje, oszuści i kobiety lekkiej cnoty.
O mieście, które (niestety) pełne jest piratów drogowych, szulerni, bazarów i miejsc w które nie jest zbyt bezpiecznie zapuszczać się po zmroku. O mieście które pomimo to przyciąga do siebie dużo mieszkańców z prowincji. Brzmi znajomo?
Tak, to książka o dziewiętnastowiecznej Warszawie.
W książce tej nie ma Wielkiej Historii, wojen, powstań ani (prawie) polityki. Znajduje się w niej opis codziennego życia mieszkańców Warszawy od XV do XIX wieku, większość jednak dotyczy wieku dziewiętnastego.
Jako że autor przez wiele lat zajmował się historią prawa, również ta książka koncentruje się na niezbyt przyjemnych aspektach życia miasta, dość szczegółowo przy tym opisując sposoby wymierzania sprawiedliwości (pręgierze, klatki, publiczne egzekucje czy też „wyświecanie z miasta nieżądnych białogłów”) Jest ona ponadto wzbogacona o wiele rycin, fraszek lub fragmentów artykułów prasowych.
Opisane w tej książce miasto nie istnieje, jednak pod wieloma względami przypomina jednak Warszawę, jaką znamy obecnie.
O mieście, które (niestety) pełne jest piratów drogowych, szulerni, bazarów i miejsc w które nie jest zbyt bezpiecznie zapuszczać się po zmroku. O mieście które pomimo to przyciąga do siebie dużo mieszkańców z prowincji. Brzmi znajomo?
Tak, to książka o dziewiętnastowiecznej Warszawie.
W książce tej nie ma Wielkiej Historii, wojen, powstań ani (prawie) polityki. Znajduje się w niej opis codziennego życia mieszkańców Warszawy od XV do XIX wieku, większość jednak dotyczy wieku dziewiętnastego.
Jako że autor przez wiele lat zajmował się historią prawa, również ta książka koncentruje się na niezbyt przyjemnych aspektach życia miasta, dość szczegółowo przy tym opisując sposoby wymierzania sprawiedliwości (pręgierze, klatki, publiczne egzekucje czy też „wyświecanie z miasta nieżądnych białogłów”) Jest ona ponadto wzbogacona o wiele rycin, fraszek lub fragmentów artykułów prasowych.
Opisane w tej książce miasto nie istnieje, jednak pod wieloma względami przypomina jednak Warszawę, jaką znamy obecnie.
Witajcie!
Ponieważ mam aktualnie trochę więcej czasu postanowiłem napisać tutaj o kilku mniej lub bardziej ciekawych rzeczach, głównie o książkach.
Nie oczekuje zbyt dużego odzewu, ale każdy komentarz będzie mile widziany…
Nie oczekuje zbyt dużego odzewu, ale każdy komentarz będzie mile widziany…
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Trzech panów w łódce - -po raz kolejny
Czytałem kiedyś już tą książkę i chyba nawet mi się podobała. Teraz przeczytałem ją po raz kolejny i nadal mi się podoba ale już nieco mnie...