Pierwszy raz zetknąłem się z książką Ursuli Le Guin kilka lat temu. Nie z książką nawet a z filmem, a raczej z serialem nakręconym na podstawie jej "Czarnoksiężnika z archipelagu"
Książka, którą przeczytałem trochę później okazała się nawet ciekawsza niż ekranizacja (a przynajmniej niż miniserial, bo ostatnio powstał też film animowany). To fantastyka, ale autorka, której rodzice byli antropologami, koncentruje się raczej na charakterystyce wykreowanego przez siebie świata niż na samej akcji. Nie powoduje to jednak, że książka jest nudna.
Jakiś czas później w taniej książce kupiłem "Lewą rękę ciemności". Okazało się to jeszcze ciekawsze. Pożyczyłem ją znajomemu, który umieścił recenzje na współtworzonym przez niego blogu CPN. Nie oczytałem jej co prawda, ale na pewno napisał tam coś mądrego ;)
Ostatnia wycieczka na koszykową spowodowała mam szesnaście złotych mniej, ale za to mam dwie książki wyżej wymienionej autorki.
Pierwsza, którą udało mi się już przeczytać to właśnie "Wydziedziczeni". Jej fabuła toczy się w tym samym wszechświecie co w "Lewej ręce ciemności" lecz znacznie wcześniej, na dwóch siostrzanych planetach. Pierwsza z nich Annares jest ubogą pustynną planetą zamieszkaną przez emigrantów z Urras, jest za to panuje na niej coś w rodzaju utopijnego komunizmu, lub też anarchii. Ustrój Urras przypomina nieco dziewiętnastowieczny kapitalizm z warstwą posiadającą i bezwzględnie wykorzystywanymi masami. Badania głównego bohatera - genialnego fizyka czasu, Szeveka mogą mieć dla obydwu światów wielkie znaczenie, jednak na jego macierzystej planecie, Annaresie, spotyka się jedynie z niezrozumieniem. Mieszkańców Urras, na którą udaje się główny bohater, interesuje za to głównie ich praktyczne zastosowanie jego badań - niezbyt pokojowe z resztą.
Książka jest dość ciężka, jednak wciągająca - udało mi się przez nią przebrnąć w jeden dzień - znaczy się - jest wciągająca :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz