Podejrzewam, że każdy nałogowy książkożerca trafił w swoim życiu na kilka pozycji, które za cholerę nie potrafił strawić. Nie chodzi mi tutaj o pozycje tak beznadziejnie napisane, że po odłożeniu na półkę (albo do kosza na śmieci) natychmiast się o nich zapomina. Mam raczej na myśli książki dobre, albo nawet uchodzące za arcydzieła. Powoduje to u mnie niewielką frustrację. Bo może jestem za mało inteligientny żeby je zrozumieć?
Na szczęście nie tylko ja miewam takie problemy. Trafiłem kiedyś w którejś książce Josepha Hellera informacje, że również on nie był w stanie przebrnąć przez "Ulissesa" Jamesa Joyce'a. Z kolei z "Moby Dickiem", no cóż może jestem przesądny ale za każdym razem gdy próbuje go przeczytać ląduje w łóżku z jakąś paskudną chorobą (mam tu na myśli infekcję, nie kobietę.
"Jedzmy, wracajmy" - ten zbiór opowiadań Odojewskiego również nieco mnie męczy,niektóre z opowiadań są na prawdę poruszające ale ten styl mnie dobija, często po przeczytaniu kilku pierwszych słów przeskakiwałem na koniec zdania, nie mogąc znieść tych wszystkich wypełniaczy.
...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz